sobota, 14 lipca 2012

Powracam

Długo mnie tu nie było... A nawet bardzo długo. Potrzebowałam drobnego zdystansowania się do wszystkiego. Szczerze mówiąc wycieczki, które robiłam w tym celu naprawdę mi pomogły. Wracam z podwójną siłą do nowych recenzji, stylizacji i czego jeszcze mi się uda! :-)

Hiszpania [wcześniejsze zdjęcia, które kisiły się miesiąc, bym w końcu stwierdziła, że można je pomniejszyć i wstawić]







Pochwalę się jeszcze wycieczką, co prawda w celu załatwienia jednej z urzędowych spraw do Poznania. Nie obyło się bez pyr z gzikiem, leberki, szneki z glancem, pierogów. Miałam nadzieję na kaczkę, ale nie ma na co narzekać. Odwiedziłam z rodziną rynek, farę, palmiarnię, nowe zoo... i wpadłam na zakupy do Starego Browara :-) Bez tego obyć się nie mogło!






A więc wracam! :> 

piątek, 6 lipca 2012

Pielęgnacja... drugich oczu?

Kilka lat temu broniłam się przed okularami rękami i nogami. Wszystkie modele mi się nie podobały, wszystkie były brzydkie, fu i co się jeszcze dało na nie wymyślić. Teraz śmiało mogę stwierdzić, że są moim najlepszym dodatkiem i upiększają równie dobrze, jak biżuteria. Nie bez powodu wiele osób decyduje się na posiadanie zerówek. Nie każdemu się to podoba, jednak wiadomo, z gustem się nie dyskutuje, a ja nie mam po co w ogóle dyskutować, bo nie wyobrażam sobie już życia bez właśnie okularów na nosie.

Jakiś czas temu musiałam niestety przez zalecenie lekarza zmienić oprawki na nowe. Zdecydowałam się tym razem na biały, letni i delikatny fason. Jestem zadowolona, jednak ciężko jest mi się teraz przyzwyczaić do widzenia boków [wcześniej miałam okulary bez boków, jedynie wąziutkie i czerwone mocowania].

Pani w sklepie, który zajmuje się sprzedażą okularów powiedziała, że bardzo dobrze dbam o swoje i po kilku latach użytkowania, nieprawdopodobnym jest, żeby wyglądały dalej ładnie tak jak moje. A jednak, można.

Moim sekretem są tu chyba ściereczki do okularów z Lidla [w moim leżą przy kasie]. Oprócz tego, że idealnie konserwują, mogę nosić je przy sobie w torebce, ponieważ jedno opakowanie zajmuje niewiele miejsca, a pozwala uniknąć pocierania okularami o wszystko, co miękkie, dookoła. Zaraz po użyciu chusteczki można wyrzucić i nie przejmować się opakowaniem. Do tego widzę, że nie ścierają antyrefleksów, na czym zależało mi najbardziej. Mogę je szczerze polecić każdemu, także do wycierania np. wyświetlaczy do telefonów, monitorów. Cena jest również niewielka w porównaniu do jakości, są to chyba 3 albo 4 zł za 50 chusteczek.







Recenzja kulinarna- przyprawa Kamis, czyli coś do wielbicieli tostów!

Kto uwielbia ciągnący, rozpływający się ser, delikatnie podpieczonego pomidora, kawałek ciepłego salami przykryty chrupiącym kawałkiem chleba? Łapka w górę! Ja do aż takich wielbicieli nie należę, jednak mój obecny wynalazek sprawił, że od kilku dni mam ochotę na śniadanie jeść tylko toooostyyyy.

Co prawda Euro się już skończyło [chyba?], ale w sklepach są jeszcze limitowane edycje stworzone właśnie z myślą o tej imprezie. Gdy zobaczyłam przyprawę do tostów stwierdziłam, że muszę ją wypróbować. Nie pożałowałam. Danie zyskało cudowny smak i aromat a do tego lekko pikantną nutkę, którą można regulować poprzez dodanie różnej ilości przyprawy. Jeżeli macie szansę jeszcze trafić na tą przyprawę, to szczerze polecam!





Przyprawy nie jest tak mało, została spałaszowana przez mojego brata, więc pokazuję tylko końcówkę pierwszego opakowania. 
 A to moje dzisiejsze śniadanie :-) Z własnego ogródka!


Mam jeszcze ziemniaki, myślę, że wykorzystam je też niebawem i na pewno zrecenzuję przyprawę :-)



czwartek, 5 lipca 2012

Recenzja kosmetyczna- peelingujący żel do mycia twarzy BeBeauty

Robiąc zakupy kosmetyczne, często sięgam po droższe produkty, ponieważ zazwyczaj są one dużo lepszej jakości, niż produkty za przysłowiowe grosze, jednak powszechnie wiadomo, że nie zawsze tak się dzieje, czego dowodem są najtańsze, cytrynowe kremy do rąk, które ratują moje przesuszone dłonie zimą o wiele lepiej niż kremy za nawet 100zł. Tym razem również postanowiłam skusić się na coś tańszego, przy okazji szukania produktów włoskich w Biedronce [polecam paluszki chlebowe o smaku pizzy!!!].
Dzisiejsza recenzja będzie dotyczyła peelingującego żelu do mycia twarzy firmy BeBeauty Face Expertiv.

Wybrałam żel do skóry tłustej i mieszanej, ponieważ miał większą ilość drobinek peelingujących, niż inne. Nie patrzyłam na typ skóry, ponieważ mojej jest bardzo trudno określić. Mam czas, gdy jest przesuszona na tyle mocno, że dotyk sprawia mi ból, a są miesiące, które sprawiają, że cała się błyszczę. Nie ma to związku z porą roku. Tym razem skóra jest na etapie bycia normalną, więc lepiej niech taka pozostanie.

Co mówi producent?



Co mówię ja?
Jestem po dwóch użyciach żelu. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się od niego oszałamiających rezultatów, dlatego podchodziłam do jego aplikacji z dystansem. Żel nie podrażnia, ani nie piecze. Mam wrażenie, że moja skóra jest delikatnie oczyszczona, matowa, nie jest tłusta. Nie przesusza się, co można zaliczyć do wielkich plusów. Pozostawia uczucie świeżości i lekkości, co szczególnie lubię podczas upałów. Żel nie uczula, jest dobry do miejsc wrażliwych. Przypomina swoim zapachem delikatny krem. Sam produkt jest bardzo wydajny, myślę, że 150 ml wystarczy mi na kilkanaście myć. Cena jest również bardzo korzystna. Za opakowanie zapłaciłam 4,99, co również można zaliczyć do wielkich plusów produktu. Jedynym minusem jest słaby efekt peelingu i odblokowania porów, jednak nie mogę oczekiwać od żelu do mycia cudów. Myślę, że po zużyciu kupię go po raz kolejny.

PLUSY:

  • wydajność
  • niska cena
  • delikatny zapach
  • efekt czystej, nawilżonej skóry
  • matuje
  • jest powszechnie dostępny
MINUSY:
  • słaby efekt peelingu, ale jak wspomniałam, nie mogę od niego oczekiwać cudów :-)

wtorek, 3 lipca 2012

Kosmetyczne zrób to sam, czyli lniana odżywka do włosów!


Niedawno pokazywałam Wam swoje włosy, jednak wspomniałam, że znowu stają się "miotełką" na końcówkach, a do tego łamią się na ostatnich centymetrach. Jedna wizyta u fryzjerki załatwiła sprawę, podcięła mi końcówki już ułamane i poradziła, co zrobić z resztą, która wymaga podratowania. Zazwyczaj polecała mi ona różne chemiczne środki, jednak tym razem wpadła na inny pomysł. Odżywka lniana. Nie poradziła jak ją dokładnie zrobić, na wykonanie wpadłam sama, jednak powiedziała, że da mi ona oszałamiające rezultaty. W wykonaniu pomógł mi sklepik zielarski, w którym zakupiłam wszystkie produkty do zrobienia odżywki. Efekty były oszałamiające. Myślę, że to czas, by powoli wycofywać się z chemicznych środków, które zazwyczaj kończą się zniszczeniem całych włosów. Podobno po odżywce, którą wykonałam zaczynają rosnąć nowe włosy :-) Poczekamy, zobaczymy!


Do wykonania potrzebne nam będą:
  • siemię lniane
  • olejek rycynowy
  • mała miseczka
  • gorąca woda
  • łyżka
  • foliowy czepek







1. Do małej miseczki dodajemy dwie kopiaste łyżki siemienia. 

2. Następnie dolewamy dwie łyżki olejku rycynowego, mieszamy dodane już składniki.

3. Zalewamy do 3/4 objętości miseczki wrzącą wodą. 
4. Nakrywamy małym talerzykiem lub inną miseczką i czekamy, aż papka trochę zmięknie.


5. Nakładamy odżywkę na włosy. Nie martwcie się, że jest wodnista, po prostu trzeba ją na nie wylać i wetrzeć.



6. Zakładamy na włosy z odżywką  foliowy czepek i trzymamy najmniej 15 min. Ja trzymałam pół godziny.

7. Wykonujemy normalne mycie i inne zabiegi, które dokonywaliśmy dotychczas. Mycie najlepiej wykonać dwa razy, ponieważ ja po pierwszym miałam wrażenie, że włosy są jeszcze brudne.
8. Wyczesujemy nasiona z włosów. 
9. Pozwalamy włosom wyschnąć naturalnie, uzyskamy dzięki temu lepszy efekt. 


Polecam taką odżywkę, w końcu mam znowu piękne, zdrowe i nawilżone włosy! :-)


niedziela, 1 lipca 2012

Recenzja kosmetyczna- marion SPA kremowy peeling do twarzy

Kolejna część moich małosklepikowych, zielarskich zakupów. Nakupiłam różnych próbek, żeby móc później zdecydować się na większe opakowanie. Moja skóra nie toleruje wielu kosmetyków, więc muszę najpierw spróbować z małą próbką, by później móc zaopatrzyć się w coś większego. Myślę, że wybiorę się do sklepiku jeszcze raz, bo już mam upatrzone kilka nowych kosmetyków.
Wczoraj napisałam, że zgubiłam peeling, który kupiłam sobie na spróbowanie. Uważam go za znaleziony, a nawet wykorzystany. Wieczorem mam zamiar jeszcze dokończyć misję pt. "miej spa w ten weekend" i dopełnić zabiegi malowaniem paznokci u stóp i zrobieniem własnoręcznie odżywki do włosów, którą również tu zrelacjonuję! 

Co mówi producent+ skład produktu:


Co mówię ja?
Jest to bardzo dobry peeling. Na początku wystraszyłam się, że spowoduje uczulenie, ponieważ poczułam ciepło, jednak było ono prawdopodobnie związane z duchotą na zewnątrz. Doskonale poradził sobie z martwym naskórkiem. Z mojej twarzy zniknął  w końcu efekt rybiej łuski, z którym walczyłam od 2 lat. Skóra jest miękka, doskonale nawilżona, ma ładny kolor i jest bardzo miła w dotyku. Obietnice producenta się sprawdzają- faktycznie ma w sobie ziarenka truskawek. Sam peeling jest bardzo aksamitny i kremowy. Jego zapach rzeczywiście przypomina naturalny zapach truskawki, jednak wiadomo, poprzez reakcje chemiczne nigdy nie otrzymamy produktu, który będzie miał zapach koszyczka moich ulubionych czerwonych owoców. Produkt nie wysusza skóry, ani nie powoduje uczuleń, co zdarzało mi się bardzo często przy moich ostatnich poszukiwaniach kosmetyków idealnych. Zostawia na mojej skórze przyjemne uczucie gładkości i nawilżenia.
Samo opakowanie jest bardzo wydajne, myślę, że gdybym się tak nie spieszyła przy jego aplikacji, to 10 ml starczyłoby mi na dwa lub trzy użycia, na pewno nie na jedno. Cena jest również bardzo korzystna, 1,20 właśnie za 10 ml. 


PLUSY:
  • CENA- jest bardzo, bardzo tani
  • WYDAJNOŚĆ 
  • MIŁA I GŁADKA SKÓRA
  • ZNIKA EFEKT RYBIEJ ŁUSKI
  • ZMIĘKCZA I NAWILŻA SKÓRĘ
  • MA PRZYJEMNY ZAPACH

MINUSY: 
  • BRAK :-)!

Szczerze polecam!

Recenzja kosmetyczna- BIOVAX intensywnie regenerująca maseczka keratyna+jedwab

Na początek chciałabym przede wszystkim przeprosić za to, że niezbyt się ostatnio odzywam, jednak po wynikach maturalnych, nerwówce i kilku nieprzyjemnych sytuacjach związanych z zazdrością ludzi straciłam chęć i motywację do robienia czegokolwiek i cały dzień spędziłam na polerowaniu ostatniego nabytku, jednak i tu myślę, że w końcu się nim pochwalę.
Miało być o peelingu, który oczywiście dziwnym trafem zgubiłam... Pogratulować, nie mam pojęcia, gdzie go wsadziłam. Jak nie peeling, to odżywka, którą ostatnio użyłam.

Co mówi producent?


Co mówię ja?
Efekt jest zadowalający, jednak nie jest to to, co chciałabym uzyskać, ponieważ spotkałam lepsze odżywki. Włosy były miękkie i odżywione, jednak ułożenie sprawiało mi problem, a czesanie, które wcześniej było przyjemną czynnością, stało się horrorem, ponieważ włosy okropnie się plątały. Potwierdza to moją teorię, odżywki VAX nie są zbyt dobre, przynajmniej dla mojej głowy. Jedyne co zadowala to niezbyt wygórowana cena, chociaż też mogłabym się przyczepić. Porcja na jedno użycie, jaką widzicie na zdjęciach, kosztowała 2,50, na moje włosy bardziej odpowiednie by były dwie takie saszetki. Kolejny plus mogę dać za to, że nie uczula i mam wrażenie, że lekko wyleczyła moje zapalenie skóry, które okresowo pojawia się mi na głowie. Kupiłam ją w małym sklepie zielarskim, który stał się moim hitem na kolejne kosmetyczne zakupy. Myślę, że kupiłabym kolejne opakowanie, w przypadku, gdybym poruszała się na wakacje samolotem i nie chciała przeciążać walizki, ponieważ daje efekt ładnych, nawilżonych włosów, nie jest ogromna, bardzo poręczna, a przede wszystkim lekka.