sobota, 23 czerwca 2012

Na ratunek włosom, część pierwsza



Obiecałam, że wkrótce pojawią się recenzje, które dotyczą pielęgnacji najważniejszej wizytówki każdej kobiety, mianowicie włosów. Każda z nas pragnie ich grubych, miękkich, jedwabistych i zdrowych, jednak wiemy, że zabiegi, którym je poddajemy niestety, ale negatywnie wpływają na ich kondycję. Dawno temu miałam bardzo długie włosy, prawie za pupę, jednak pech chciał, że uległam modzie na rudy kolor. Kupiłam farbę jednego ze znanych producentów, nałożyłam, a sam efekt poraził, oczywiście negatywnie. Wtedy z włosów bardzo długich i zdrowych zrobiło się siano, a same włosy wyłamały się na długość do ramion, co było dla mnie szokiem, ponieważ nie myślałam, że cokolwiek może tak bardzo zniszczyć włosy. Wspólnie z moją fryzjerką opracowałyśmy plan naprawy. Będę stopniowo zamieszczać kolejne jego punkty i zdjęciowe efekty, do których doszłam przez samą kurację.


Od czego zaczynałam swoją walkę....






A jak jest teraz?
Na zdjęciu nie można tego dostrzec, jednak włosy są cudowne, jedwabiste, ciężkie, miękkie, grube, a przede wszystkim mają długość do pasa! :-)

1. Punkt pierwszy, odpowiednie cięcie. Tu chyba nie muszę wyjaśniać, powinniśmy unikać cieniowania, obciąć rozdwojone końcówki, ponieważ nic już się nie da z nimi zrobić. Najwygodniej jest chodzić do fryzjera co miesiąc [sama chodzę, co trzy tygodnie!] i przycinać same koniuszki, ponieważ mamy wtedy pewność, że rosnące włosy będą ciągle zachowywały zdrowy wygląd, a ich forma nie zmieni się podczas zapuszczania.

2. Punkt drugi, mycie.
Warto zainwestować w dobry szampon. Na pierwszym etapie zapuszczania i odżywiania używałam żółtego, na zmianę z białym szamponu L'oreala, który łatwo można dostać w każdej drogerii i hipermarkecie.
Nie był on drogi, a spełniał moje wymagania dotyczące pielęgnacji, jednak jego działanie nie było tak cudowne, jak opisywał to producent, jednak nie można wymagać cudów za niską cenę. Plus za przyjemny zapach.


Kolejnym szamponem, którego używałam był Wax intensywnie regenerujący szampon do włosów blond. Owszem, działał on w miarę dobrze, jeżeli chodzi o pielęgnację i mycie włosów, na dodatek sprawiał też, że włosy wyglądały na lekko rozświetlone i rozjaśnione, miały również ciekawe, błyszczące refleksy, jednak powodował on plątanie moich włosów i duże problemy z rozczesywaniem, więc stwierdziłam, że muszę z niego zrezygnować. Nie miał drażniącego zapachu, był on lekko owocowy, co bardzo mnie cieszyło. Do kupienia w aptekach i sklepach zielarskich. 


Ostatnio doszłam do ostatniego etapu, czyli kosmetyków profesjonalnych. Na mojej półce w łazience zagościł więc szampon Artego Easy Care Dream Repair. Ma przyjemny zapach, moje włosy stają się po nim  nabłyszczone, miękkie, jedwabiste i przede wszystkim widać jego zbawcze działanie odżywcze. Jest zdecydowanie najlepszym produktem do mycia włosów. Cena do zniesienia, litr wydajnego szamponu, to wydatek około 55zł. 

3. Koloryzacja 
Nie ukrywam, że przez długi czas ważnym aspektem była dla mnie koloryzacja włosów. Mój naturalny kolor, to ciemny blond. Przerabiałam już przeróżne odcienie, od skandynawskich blondów, przez rude aż do brązowych. Właściwie żadnej farby nie użyłam dwa razy. Obecnie mam miodowy blond z jaśniejszym ombre na końcówkach. Efekt zadowalający. Jednak coraz bardziej myślę o przejściu z farb chemicznych na naturalne, takie jak henna. Polecacie tego typu produkty?

Jak już wcześniej wspomniałam ruda farba wykończyła moje włosy całkowicie, pewnie to nie kwestia koloru, a poducenta, ponieważ Palette zazwyczaj odwalało mi numery co najmniej dziwne, łącznie z włosami w kolorze omszałej zieleni, czerwoną grzywką przy jasnomiedzianej głowie i czarnymi refleksami na blond włosach. Pewnie jest też trochę w tym mojej winy, no ale coś w tym jest. Do tego włosy leciały mi z głowy w ilościach hurtowych i jak już wspomniałam z włosów za pupę, zrobiły się do ramion. 


Jeżeli chodzi o farby, które mogę polecić, to na pewno farba Casting Creme Gloss Loreala. Wielki plus jest tu za delikatność, miły zapach i miękkość włosów. 
Ostatnią farbą, której używałam był Garnier Color&Shine, jest tak samo dobra jak Casting, jednak jej cena jest o połowę niższa. Po raz kolejny mogę powiedzieć, że jestem zadowolona. Jest delikatna, pachnąca i nie niszczy włosów. 





4. Pomoc od środka. 
Nie ukrywam, że ważna była dla mnie również pomoc włosom od środka. Próbowałam Belissy. Włosy, jak i z resztą paznokcie rosły szybko. Produkt więc był godny polecenia, ponieważ miał też korzystną cenę [kilanaście złotych za 50 tabletek, jedna dziennie do brania].

Między kuracjami Belissą były okresy, gdy brałam Merz Special. Efekty były jeszcze bardziej widoczne, włosy nie wypadały, były zdrowe i błyszczące, a na dodatek widziałam kępki rosnących nowych włosów, więc niestety Belissa bardzo szybko została wyparta właśnie przez Merz Special. 


Polecano mi również Inneov, czy ktoś stosował?


Kolejne etapy opiszę już wkrótce! Na dziś to koniec, jestem wykończona ostatnimi dniami. Odezwę się niebawem! Dobranoc wszystkim :-)